sobota, 13 września 2014

Powracam

Powracam z zaświatów.
Przepraszam za długą nieobecność. Miałam dużo nieprzyjemnych spraw, ale staram się ogarnąć. Wracam do pisania. Wracam do Was. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, że zostawiłam Was bez słowa :*
A.

niedziela, 2 marca 2014

Neko heart attack rozdział 5

Kolejny rozdział :) Mam nadzieję, że się spodoba.
Betowane przez Soul
Zapraszam do czytania i komentowania
A.

Następny dzień rzeczywiście był jednym z najgorszych od kilku miesięcy. Zaczęło się tym, że Jones upokorzył Alexa przed całą drużyną, wyzywając go od ciot i dupodajek. Dodatkowo okazało się, że zawodnicy nie chcieli mieć wśród nich geja. Przeszkadzało im wspólne przebieranie się i komentarz Dantego, że na pewno ten zboczeniec się na was rzuci, chłopaki... Gdyby nie interwencja trenera, który sam miał brata geja oraz siostrę lesbijkę, tamci zjedliby go na sucho. Na szczęście mężczyzna był rozsądny i to on decydował o losie członków składu,jednak decyzja chłopaka była już przesądzona.  Smith nie dał po sobie poznać bólu i upokorzenia, jakiego doznał, wyszedł z szatni po awanturze z głową uniesioną wysoko. Nie spuścił z tonu do momentu, kiedy nie znalazł się w toalecie, obok swojego najlepszego i właściwie jedynego przyjaciela płci męskiej. Dopiero wtedy emocje wzięły nad nim górę i wybuchł, mając ochotę krzyczeć i nie hamować już niczego, w co wliczało się walenie głową oraz pięściami o kafelki, do utraty tchu i czucia, ewentualnie jakiegoś złamania bądź pęknięcia.
-Bardzo mi przykro Alex, Jones to kretyn... W sumie spotkało nas dokładnie to samo...
-Tyle, że tobie zrobił gorzej. Pamiętasz? Zostałeś sam. A to wszystko jego wina! A ja... ja go...
-To było dawno. Owszem, do tej pory mam uraz, jednak tobie nie powinien robić takich świństw. Co więcej jest to cios poniżej pasa. Nie powinieneś go kochać.
-Wiem o tym, ale co mam zrobić? Myślisz, że ja tego chciałem? Odkąd uzmysłowiłem sobie, jakie są moje uczucia, czuję się koszmarnie. Jak mam patrzeć sobie w oczy, skoro kocham kogoś takiego?! On nie ma w sobie nic dobrego, rozumiesz? Nic! Synuś bogatego ojca, zabierający mi jedyną i ostatnią rzecz, na której mi zależało. Siatkówkę, drużynę i ludzi, na których mogłem liczyć! A może nie mogłem... nie wiem! Ale pozbawił mnie ułudy bezpieczeństwa i przynależności!Wiesz co mam teraz ochotę zrobić? Zabrać papiery i przenieść się gdzieś indziej! Ale tego nie uczynię, bo wtedy dam mu satysfakcje, mimo że nie powinienem patrzeć na to, co on sobie pomyśli! -Musiał wyrzucić całe emocje siedzące w nim, na zewnątrz inaczej by wybuchł. Nie mógł dopuścić do pokazania słabości ludziom wokół niego, zwłaszcza tym, którzy zaczęli go nienawidzić.  Peter słuchał tego wszystkiego doskonale rozumiejąc przyjaciela. Sam miał kiedyś takie monologi, w liceum. Po tym jak Jones porozwieszał w szkole zdjęcia, jak rzekomo obciąga jakiemuś chłopakowi, wielu ludzi odwróciło się od Becketta. Oczywiście to było dzieło photoshopa oraz wybrania osoby, która chociaż trochę przypominałaby chłopaka, jednak to wystarczyło, by wybuchł ogromny skandal. Strasznie to przeżył i gdyby nie Alex i ich przyjaciółka, nie zniósłby  tego wszystkiego. Na szczęście nie stracił szacunku rodziców i rodzeństwa, którzy znali go od dziecka i wiedzieli, że to wszystko jest jednym wielkim kłamstwem.
Gdy usłyszał, że Smith kocha się w Jonesie, na początku próbował go od tego odwieźć. Na marne zdało się tłumaczenie, że może dojść do sytuacji jaka miała miejsce w tym momencie. Głupie serce nie słuchało i nie uczyło się na błędach. A może właśnie powinno zacząć?
Wyszli z toalety po kilkunastu minutach, zdążyli ochłonąć i udali się na zajęcia. Jak zwykle usiedli na końcu, upewniając się, że są daleko od Dantego oraz ewentualnych byłych kolegów z prawdopodobnie byłej już drużyny. Obaj nie mogli skupić się na słowach profesora, mimo że bardzo chcieli. Ich największy wróg zerkał z ukosa co jakiś czas na nich, jakby chciał się upewnić, że nie dał rady wbić ich w ziemię. Skoro to nie podziałało, to musiał pomyśleć nad jakimś innym planem, który złamie Smitha.

Phil spędzał ten dzień przytulony do swojego ulubionego swetra i czytał książkę, która niesamowicie go zafascynowała. W altanie, w ogrodzie było ciepło a cień dawał schronienie przed słońcem. Pomimo tego Neko tulił się do luźno leżącego na nim materiału. Pachniał Konstantinem i dawał mu bezpieczeństwo, tak jak sam mężczyzna. Nie zauważył nawet kiedy Smith pojawił się obok niego a silne ramiona otoczyły chłopaka. Delikatne mruczenie było dla jego uszu przepięknym dźwiękiem, a kotek robił to tylko w intymnych sytuacjach. Jego zachowanie było niesamowicie rozczulające.
-Jak ci się czyta? -szepnął, czule muskając ustami jego ucho. Odpowiedział mu szeroki i promienny uśmiech
-Rękopis znaleziony w Saragossie. Bardzo mi się podoba.
-To również moja ulubiona książka. -odparł. Większą część popołudnia spędzili na przytulankach i rozmowach.

Kiedy Alex wracał ze szkoły do domu, czuł się obserwowany. Nie wiedział o co komuś może chodzić, jednak cały czas ktoś na niego patrzył i za nim szedł. Na początku wydawało mu się, że jest to kolejny głupi wybryk Dantego, jednak po kilkunastu minutach zorientował się, że dzieje się coś więcej. Postanowił nie denerwować swojego brata i uporać się z tym sam. Szedł jakiś czas, by skręcić w zaułek, by móc rozprawić się ze stalkerem, korzystając z okazji skręcił w jakiś pierwszy lepszy; kiedy znalazł się między ciemnymi blokami odwrócił energicznie i jego wzrok został skierowany na dwóch mężczyzn. Wyglądali jak goryle jakiegoś mafioza, łysi i w dresach, oczy mieli nienawistne a spojrzenia wściekłe. Smith, bardzo pewny siebie czekał na rozwój akcji. Po dłuższej chwili jeden z nich warknął
-Gdzie jest ta kocia szmata Phil? Nasz pracodawca go widział z wami i chce odzyskać swoją własność.
-Ha! Jego własność? Wyrzucił go, więc nie może sobie rościć praw!  Poza tym, nie powiedziałbym wam, za żadne skarby.
-Słuchaj szczeniaku, jak już z tobą skończymy, będziesz śpiewał co chcemy. A tym bardziej jak trafisz do naszego szefa! -warknął tępy osiłek.
-No nie sądzę...-odszczeknął. Wtedy ten, który nic nie mówił, rzucił się na chłopaka i próbował powalić na ziemie, spotkała go jednak niespodzianka i cios który otrzymał omal go nie przewrócił
-o ty szmato! Już nie żyjesz! -Krzyknął i ponowił atak. Drugi facet zawtórował koledze i zaczęła się regularna bijatyka. W końcu udało się pokonać mięśniaków i z pewnymi obrażeniami chłopak wypadł z uliczki i pobiegł do domu. W tym samym czasie wykręcił numer
-Hej.... Konst schowaj Phila, tylko w domu, gdzieś, gdzie jest bezpiecznie. Wezwij Adantina... coś się stało...
-Alex... wszystko w porządku?
-Nie... pobili mnie, ale wszystkiego się dowiesz jak wrócę.
20 minut później zadzwonił do drzwi, opierając się ciężko o framugę. Otworzył mu zaniepokojony lekarz, widząc jego stan, od razu wziął brata przyjaciela na ręce i zaniósł do salonu. Krew spływała mu ze skroni, a rozcięta warga, podbite oko oraz kość policzkowa pulsowały tępym bólem. Ledwo łapał dech w piersiach, a żebra niesamowicie bolały.
-Co się stało?- zapytał w końcu zdenerwowany Konstantine
-Phil... ten stary zboczeniec chce go z powrotem.
-Jak to?! -Wykrzyknął mężczyzna. Tego się nie spodziewał, tym bardziej że Neko został wyrzucony i skazany na śmierć głodową.
-Najwidoczniej jak nas zobaczył, postanowił odzyskać swojego dawnego niewolnika...
-Dlaczego jesteś pobity?
-Dwa tępe osiłki mnie śledziły, później jak wszedłem do zaułka, to mnie zaatakowali. Poradziłem sobie z nimi... przecież umiem walczyć
-Głupi jesteś! -krzyknął jego brat -Naprawdę cię pojebało. A gdybyś wylądował u tamtego zboka, mogli cię katować i gwałcić! Zabić nawet! A ty postanowiłeś ich pokonać
-A co miałem zrobić kretynie? Doprowadzić ich do naszego domu? Narazić wszystkich tu obecnych na ataki z ich strony? Pomyśl, chciałbyś by ktoś do ostoi spokoju i bezpieczeństwa Phila nagle się wdarł i próbował zrobić krzywdę? Myślisz, że czułby się tu komfortowo? -Argumenty chłopaka brzmiały dość przekonywująco. Jednak nadal nie podobało mu się, że wystawił siebie na takie ryzyko.
-Mogło ci się coś stać... owszem masz racje... ale, pomyśl też o sobie. -odezwał się łagodnie Adantin.
-Wiesz, jedna osoba by się cieszyła z takiego obrotu sprawy...
-O kim mówisz?
-O mojej miłości, Dante Jonesie. Dzisiaj zniszczył mi życie, więc jedna bójka w te czy wewte nie zrobi mi już różnicy. -Wzruszył ramionami, przełykając ból klatki piersiowej. Zawsze był silnym wojownikiem, nie poddawał się, ale pierwszą batalię tego dnia przegrał. Cieszył się, że nie tę ważniejszą. Złamanie żebra, lekki wstrząs mózgu, spowodowany przyjęciem potężnego ciosu w głowę, oraz szycie łuku brwiowego, poskutkowało tym, że znów nie mógł brać udziału w treningach drużyny. Z ciężkim sercem postanowił zakończyć karierę siatkarza i powrócić do ćwiczeń sztuk walki. Ostatnia sytuacja pokazała mu, że wyszedł z wprawy. Dodatkowo stwierdził, po głębszym namyśle, że parkour przydałby mu się, do szybszego i zwinniejszego przemieszczania się, oraz zwiększyłby przewagę nad ewentualnym przeciwnikiem.  Decyzje, które musiał podjąć były bardzo trudne, ale nie miał wyjścia. Wieczorem uczestniczył w rozmowie z Neko, obaj bracia ustalili, że muszą powiedzieć mu o wszystkim. Kot bardzo źle to przyjął, chociaż udawał że nie jest to dla niego takie ciężkie, jak było w rzeczywistości. Adantin wtedy również był w salonie, próbując ułożyć plan, jak dorwać tamtego drania. W końcu wpadł na bardzo ryzykowny pomysł, który mógł się powieźć, przy dużej dozie szczęścia oraz dyscypliny.
-Słuchajcie... mam koncepcje, ale wiele zależy od zaplanowania co do sekundy oraz wielu dni przygotowania.
-Co masz na myśli?-zaciekawił się Konstantine. Bardzo potrzebował jakiejkolwiek iskierki nadziei na to, że da się coś zrobić, że jest jakiś sposób, by ochronić jego maleństwo i rodzinę.
-Mówiłem ci, że zanim leczyłem Phila, widziałem już niewolników tego gnoja. Tak jakby ich przywracałem do zdrowia dla niego... -nie wiedział jak zareagują obecni w pokoju. Kiedy jednak widział na ich twarzach jedynie szok, kontynuował
-Byłem dla nich odpowiednią osobą, mając dobrą renomę i przede wszystkim wiedzieli, że nie puszczę pary z ust, pomimo że nie brałem za to kasy... tzn za kuracje. Chciałem tym stworzeniom pomóc, ukrócić cierpienie i … zebrać trochę dowodów. Miałem ich stale za mało, żeby zgłosić przestępstwo tak, by koleś się nie wywinął. Mój brat jest prawnikiem i on poradził mi, bym starał się zdobyć więcej wskazówek. Dlatego każdy przypadek mam dokładnie udokumentowany, wraz ze zdjęciami. Również ucha, na którym jest zawieszka przynależności. Jeśli wszystko potoczy się po mojej myśli, to kolejny Neko trafi do mnie na leczenie. Wtedy spróbuję zrobić coś więcej. Po szpiegować, spróbować chociaż znaleźć coś na niego.. cokolwiek. -skończył swój wywód, bo nie wiedział, co jeszcze może dodać. Na szczęście wtedy odezwał się Alex, pojmując tok rozumowania lekarza. Miał nadzieję, że to nie to o czym myślał.
-Wtedy mając argumenty, możesz anonimowo zgłosić popełnienie przestępstwa, policja zrobi szturm na jego willę i nie zdążą zniszczyć i pochować dowodów... Ale wiesz, do tego trzeba umówić się z gliniarzami, by wdarli się do budynku, bo może im wpaść do głowy, żeby tego nie zrobić... To będzie trudne... Poza tym, Adantin... to cholernie niebezpieczne, ale jeśli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy, wchodzę w to.
-Czy wyście powariowali? -odezwał się nagle wzburzony Phil. -Nikt nie będzie ryzykował życia dla mnie! Dla takiego kogoś jak JA! Przecież to tylko ja! -nakręcał się chłopak. W tym momencie Alex pomimo bólu, skoczył do niego i nim potrząsnął mocno
-Nie pierdol takich bzdur, bo mnie szlag trafia! Jesteś już w naszej rodzinie, a my chronimy tych, których kochamy! -warknął na niego. - Znaczysz wszystko dla mojego brata, chyba by mu serce pękło, gdyby coś ci się stało!
-Ja... eee... naprawdę mnie kochacie? Naprawdę znaczę tak dużo dla ciebie Konst? -szepnął zdziwiony
-Oczywiście, że tak głuptasie. Nie podoba mi się to, co mówisz i jak siebie postrzegasz. Będziemy cię bronić, bo jesteś dla nas ważny! -Odparł łagodniej mężczyzna. Zabolały go słowa maleństwa, ale nie mógł go winić za takie właśnie myślenie. Był u nich za krótko, by być na sto procent pewnym ich relacji. Na to trzeba było czasu, którego mieli coraz mniej, jak się okazywało, o ile nie wymyślą planu ochrony dla niego.
-Przepraszam Alec, że tak powiedziałem... -westchnął. Było mu bardzo głupio, że wygadywał takie głupstwa zaraz po tym, jak chłopak bił się z jego powodu.
-Nic się nie stało... ja też przepraszam, jestem zbyt zdenerwowany i zmęczony... idę spać, dobranoc. -odwrócił się i poszedł do swojej sypialni.
Położył się do łóżka, ale nie mógł usnąć. Mimo, że środki przeciwbólowe działały, nie potrafił się wyłączyć. Cały dzień wirował mu przed oczyma, pozostawiając smutek. Bardziej niż o sprawę z Dante, martwił się o Neko. Nie spodziewał się, że koszmar do niego wróci, przy okazji nawiedzając ich spokojne, jakby się mogło wydawać życie. Domyślał się, że trójka mężczyzn jeszcze długo debatowała po tym, jak opuścił salon. W końcu udało mu się zasnąć, niespokojnym i pełnym koszmarów snem.

Konstantine kładł się, kiedy ktoś zapukał do drzwi jego sypialni. Otworzył je i zobaczył złote oczy, patrzące na niego błagalnie.
-M...mogę? -wyszeptał niepewnie.
-Tak Słoneczko. Będziesz tutaj bezpieczny, ze mną. -Odparł łagodnie, przytulając do siebie, to ponownie smutne stworzenie
-Boję się...
-Wiem, ja też... -potarł swoje brązowe włosy, wypuszczając chłopaka z ramion. -Ale damy sobie radę, wymyślimy coś, co cię uchroni, przed tym zwyrodnialcem. Adantin obiecał, że nam pomoże mimo że to ryzykowne.
-Ale ja właśnie nie chcę tego. Naprawdę. Najgorsze co może się stać, to wam krzywda przeze mnie...
-A my nie dopuścimy, byś ty tam wrócił. By on cię znów skrzywdził skarbie. Nigdy, rozumiesz? -spojrzał w te przepiękne złote oczy i pocałował chłopaka delikatnie aczkolwiek stanowczo, by ten wiedział, że mówi poważnie.
Położyli się, od razu wpadając w swoje objęcia. Zasnęli godzinę później, również niespokojnie. Nic już nie mogło być piękne, dopóki uprzedni właściciel Phila był na wolności i chciał odzyskać swoją byłą własność.

Ranek nie był dla nikogo ani miły ani radosny. Nerwowa atmosfera unosiła się w powietrzu, a bracia postanowili nie ładować się dodatkowo. Próbowali rozmawiać na neutralne tematy, jednak nie dało się tak na dłuższą metę. Alex był smutny, bał się o Konstantina i z wzajemnością. Martwili się również o Neko i Adantina. Mężczyzna postanowił odwieźć młodszego Smitha na kampus, by nie musieć się denerwować. Poza tym nie dałby prowadzić nikomu w takim stanie. Zwolnienie od lekarza, było już w torbie, trzeba było teraz zakomunikować najważniejszą wiadomość.
-Kończę z siatkówką. -oznajmił sucho
-Dlaczego?
-Dante... powiedział wszystkim, że jesteś gejem, reszta stwierdziła że nie chcą mieć w składzie cioty i lachociąga, oraz że mam odejść... wiesz, chciałbym zostać, ale użeranie się jeszcze z bandą homofobów nie jest tym, na co mam ochotę. Nie w tych okolicznościach... poza tym, jak wyzdrowieje wolę trenować kung-fu. Wyszedłem z wprawy a to się może przydać. To samo z parkourem i... chcę nauczyć, walczyć Phila. -pomysł ten wydawał mu się świetny, zważywszy na sytuacje, w jakiej kot się znajdował. Przeczesał swoje włosy i westchnął
-Sam nie wiem-odparł mu Konstantine. -Nie wiem co robić braciszku... -może gdyby Neko nauczył się bronić, miałby większe szanse na uratowanie siebie, gdyby oni zawiedli. Zjedli w ciszy jajecznicę, rozmyślając nad całą sytuacją. Obaj mieli tą samą panikę w oczach, czując, że jeśli nie zaczną działać to oszaleją. W końcu dopili kawę i wyszli z domu w rażącej ciszy. Służba została poinstruowana odnośnie jakichkolwiek odwiedzin a oni z duszą na ramieniu opuścili posiadłość. W samochodzie nie odezwali się do siebie. Rozmawianie o tym samym wciąż, zaczynało ich męczyć. Adantin jako jedyny miał jasność umysłu oraz jakikolwiek plan działania. Po raz kolejny Smith dziękował niebiosom, że nadal są przyjaciółmi, pomimo tylu lat znajomości i różnych przygód.

Chłopak pojawił się na uczelni pół godziny przed rozpoczęciem zajęć. Zadzwonił do Petera, że koniecznie musi z nim porozmawiać. Umówili się pod salą; kiedy dotarł na miejsce usiadł i zaczął rozmyślać. Dante uleciał jak zeszłoroczny śnieg z jego pamięci, a na stałe zagościł w niej Phil i banda tępych osiłków oraz przyjaciel, który narazi życie by uratować stłamszone stworzenia z rąk potwora. Nie zauważył nawet jak obok niego pojawił się przyjaciel i... ktoś jeszcze, choć dobrze się ukrywał.
-Co się stało?- zapytał zatroskany, widząc skulonego Smitha. Kiedy ten podniósł głowę, zamarł -Boże! Kto cię pobił? -chłopak westchnął
-Podjąłem kilka ważnych decyzji i moje życie już nie będzie takie samo, przynajmniej teraz.
-Jak to? -Rudzielec objął go czule ramieniem, w geście troski.
-Wczoraj jak wracałem do domu, ktoś mnie śledził... Wywiązała się z tego bijatyka i okazało się, że były właściciel Phila nasłał na mnie te tępe osiłki, bym wygadał się, gdzie znajduje się Neko. Oczywiście nic im nie powiedziałem, ale o mało co nie trafiłem do tego zwyrola... Bóg jeden wie, co by mi tam zrobili...
-O matko! -przerażenie na twarzy towarzysza malowało się wyraźnie, a niebieskie oczy rozszerzyły się w szoku. To jak jakiś koszmarny sen, z którego obaj chcieliby się wybudzić, a nie mogli. Przyszłość malowała się na czarno, a nikt jak na razie nie potrafił temu zaradzić. Alex wyobraził sobie siebie samego skatowanego na podłodze w jakimś pokoju, odurzonego narkotykami i zgwałconego wielokrotnie przez tamtego koszmarnego człowieka. W jego wizji nikt nie przeżył z rodziny ani przyjaciół. Konstantine i Adantin obaj zmarli, a Phil powrócił do niewoli, razem z nim. Był to właściwie urywek z jego snów z ostatniej nocy. Raz nawet pojawił się tam Dante, który również robił mu krzywdę i zadawał nieopisany ból. To przygnębiło go doszczętnie a całe poczucie jakiegokolwiek bezpieczeństwa prysło jak bańka mydlana.
-Dlatego muszę wrócić do trenowania sztuk walki, rezygnuje z siaty. - dopowiedział posępnie, przeczesując swoje brązowe włosy.
-Jesteś pewien? To nie dlatego, że Dante?
-Jones jest w tym momencie najmniejszym moim zmartwieniem! Nie rozumiesz? Oni chcą odebrać Phila! Zrobić mu krzywdę, gwałcić, bić, katować! Tak jak wtedy, jeśli go nie ochronimy! Konstantine by się wtedy chyba zabił! Ani ja, ani Adantin nie wybaczylibyśmy sobie tego! To wszystko stało się tak szybko, że nie ogarniam. Ale nie mogę narazić nikogo, kto jest dla mnie drogi, bo może zostać skrzywdzony! To się też tyczy ciebie Pete.
-O nie! Ja stanę za tobą murem! Ja też chcę brać w tym udział, by pomóc! -zaoferował się chłopak.
-Przestań... Przecież masz życie, do cholery. Jeśli coś ci się stanie, to będę miał wyrzuty sumienia.
-Jakie ja mam życie? Żadnego! Weź nie pierdol! -burknął oburzony przyjaciel Smitha. Nie wyobrażał sobie jak mógłby nie pomóc chłopakowi oraz jego rodzinie. To było dla niego nie do pomyślenia.
Za rogiem stał Dante, przysłuchując się rozmowie. Pewnie byłby szczęśliwy, że chłopak chciał odejść z drużyny, gdyby nie powody. Nie podobało mu się, że ktoś podniósł rękę na Alexa, chciał go uprowadzić. Również to, że ich życie miało zamienić się w piekło, z powodu jakiegoś psychola, który chce odzyskać swoją byłą zabawkę. Jones nienawidził handlarzy oraz właścicieli Neko, za okrucieństwo jakiego się dopuszczali na niewinnych istotach. Mimo, że chłopak miał swoje na sumieniu, nie był przecież bez serca. Dręczenie to jedno, ale gwałty, katowanie oraz niewola, to już coś zupełnie innego. Postanowił porozmawiać ze Smithem, jak tylko nadarzy się do tego okazja, chociaż trochę ukłuło go to co powiedział o nim chłopak. Chciał, żeby ten się przejmował, ale rozumiał już dlaczego jego jaśnie oświecająca osoba została pominięta w jego  złym humorze.  Jednak to nie był najlepszy moment na takie rozważania, ponieważ ludzie zaczynali zbierać się pod salą, a do zajęć było coraz bliżej. 

piątek, 7 lutego 2014

Neko heart attack rozdział 4


Wybaczcie, że trwało tak długo, zanim napisałam ten rozdział, ale wiele rzeczy sie na to złożyło. Na szczęście już sesja za mną, więc postaram się wszystkie opowiadania nadgonić. 
A teraz zapraszam do czytania. 
Nie betowane, bo nie mam z moja betą kontaktu. 
Zostawiajcie też komentarze. 
A.




Ranek przyszedł zdecydowanie za wcześnie, dwóch mężczyzn splecionych ze sobą w łóżku, nie chciało wyrwać się z objęć nie tylko swoich ale i snu. Gdyby ktokolwiek wszedł do ich małego intymnego świata, wyczułby unoszące się szczęście. Wreszcie wszystko było na swoim miejscu.
Uchylone okno, wpuszczało rześkie, ciepłe powietrze, do pokoju, wraz z jasnymi promieniami słońca, oświetlając przyciemniony zasłonami pokój. Łóżko, w którym spali, przypominało małą świątynie, a obaj jakby zatrzymali się w czasie, tuląc się do siebie.
Jedynie ogon kota poruszał się leniwie, jakby bez udziału jego świadomości, głaszcząc udo drugiego mężczyzny, nadal pogrążonego w świecie snów. W końcu jednak i on sam się obudził, pod wpływem dotyku cudownego złotego futerka. Uśmiech, jakim obdarował śpiącego, był jednym z najpiękniejszych, a dłoń powędrowała do ślicznej kitki, głaszcząc ją delikatnie. Sprawił tym samym, że i jego podopieczny otworzył oczy.
-Dzień dobry, -wyszeptał łagodnie, patrząc w złote oczy chłopaka
-Hej. -odparł zadowolony. Mógł się wyspać, pierwszy raz w jego ramionach, bez obawy, że go nakryje. Już to wiedział, przeżyli bardzo intymne chwile wieczór wcześniej, co doprowadziło Neko do zawstydzenia ale i szczęścia. Nie bał się tego, co mogła przynieść ta znajomość. Ciągnęło go do Konstantina, z każdym dniem coraz bardziej, pomimo że bał się miłości i pieszczot, koszmary z przeszłości nie odeszły jeszcze w zapomnienie, jedynie złagodzone pozwalały toczyć życie dalej, jednak coś zaczęło się zmieniać, odkąd niesamowita siła pchała ich do siebie.
-Dobrze Ci się spało?
-Bardzo, jesteś wygodny -odparł z zawstydzeniem. Nie potrafił nie być szczery, nie dla niego. Udawanie silnego sprawiało mu trudność, odkąd poznał mężczyznę, a uczucia takie jak zakłopotanie czy wstyd, były tępione w jego życiu, odkąd trafił do dawnego już właściciela. Phil musiał nauczyć się pewnych rzeczy, których nigdy nie dane było mu znać. Mówienie o swoich uczuciach oraz potrzebach były jednymi z tych trudnych, aczkolwiek wartych przyswojenia lekcji.
-A Tobie?
-Mnie również. Jesteś równie mięciutki. Może śniadanko co?
-Em, muszę się umyć, po wczorajszym. -mruknął niepewnie. Konstantine popatrzył na zaschnięte ślady ich rozkoszy. Widząc zarumienionego kota, odparł
-oczywiście, może wyjdę z pokoju, byś mógł spokojnie iść do łazienki. -oblizał się mimo woli.
-A... umył byś mi plecy? -zawstydził się jeszcze bardziej. Mężczyzna zarechotał i wyszedł nago z łóżka
-Nie tylko plecki mogę Ci umyć. -puścił mu oczko i wziął swoją koszulkę, podszedł do Neko i pociągnął go do góry. Zakładając koszulkę popatrzył na cudowny widok poniżej pasa.
-Nie gap się. -mruknął chłopak mrużąc oczy, starając się wyglądać groźnie.
-Oh głuptasie, jesteś piękny, to się gapię. Wziął go na ręce i zaniósł do łazienki. Po drodze niezadowolony Phil prychał i wierci się próbując uciec, nie lubił być traktowany jak księżniczka, chociaż czasami bywało to przyjemne. Jednak nie dawał jednak tego po sobie poznać. Pomimo tego, że wiedział o swoim bezpieczeństwie, zastanawiał się czy dobrze zrobił, prosząc mężczyznę o bycie obok niego w łazience. Nadal czuł się zawstydzony ich wieczornymi pieszczotami. Chociaż ogonek, zwisający sobie swobodnie, zdawał się aprobować ten wybór.
-Konst, ja chcę żeby on siedział-powiedział, patrząc na niego, kiedy znaleźli się w pomieszczeniu.
-Kto Słonko? A, Twój były właściciel?
-Tak. Nie chcę by skrzywdził jakiekolwiek Neko. Tamten na smyczy był taki smutny, pewnie robi mu to samo co mi... czuję się winny, że ja jestem tutaj wolny, a on cierpi. Jak większość mi podobnych.
-Posłuchaj mnie -wziął go w ramiona i przytulił -Nie możesz się obwiniać za to, że jesteś wolny. Wsadzimy go do pudła, obiecuje Ci. Dostanie to, na co zasłużył, nie skrzywdzi już innych. Adantin ma opis Twoich obrażeń, a jak inni niewolnicy trafią do szpitala, już się nie wywinie. -pocałował go lekko w policzek. -Nikogo już nie skrzywdzi. -powtórzył, czując jak Phil się rozluźnia. Właśnie tego potrzebował, czułych słów i zapewnienia, że jest bezpieczny, że wszystko będzie dobrze. Te dwa i pół miesiąca w jego życiu, odkąd pojawił się w domu
-Ale... -nagle przyszło mu na myśl – a jeśli się wywinie? -drążył temat, czując na sobie wzrok mężczyzny. Ostatnimi czasy myśli o przeszłości wróciły, zaskakując go intensywnością i strachem. Coś nie pozwalało mu przejść dalej, zostawić ten temat.
-Śliczny -szepnął Konstantine -nie myśl o tym, przynajmniej spróbuj. -Przez chwilę tulił go jeszcze, potem napuścił wodę do wanny i obaj się rozebrali. Rumieńce pojawiły się na twarzy a ogon drgnął na widok nagiego ciała opiekuna, który wszedł pierwszy i usiadł, zapraszając go gestem do siebie.
-Oprzyj się o mnie plecami -szepnął namiętnie do miękkiego uszka.
Kąpiel była cudownym doświadczeniem. Ciepła woda, pachnąca aromatycznym olejkiem delikatnie gładziła ciało. Mężczyzna za nim głaskał i miętosił jego ucho i ogon, które jak wiadomo są najwrażliwszymi miejscami u kota. Chłopiec po chwili zaczął głośno mruczeć i pojękiwać z przyjemności. Doprowadzanie do rumieńców i zakłopotania tę słodką istotę, było nową ulubioną zabawą jego opiekuna
Leżeli przytuleni do siebie przez pół godziny, a co jakiś czas mężczyzna dolewał ciepłej wody, by nie było im zimno. Neko odprężony i jednocześnie zawstydzony zabiegami jego nowego przyjaciela wydawał z siebie różne ciche odgłosy, świadczące o tym, że nie jest na nie obojętny. Po chwili Konstantine odwrócił jego głowę i musnął jego usta, od tak, najpierw delikatniej, by po kilku sekundach zagłębić się w ciepłym wnętrzu, badając policzki i podniebienie rozkojarzonego chłopaka, który zaczął się wić. Będąc w silnych ramionach rozpływał się, świat przestawał istnieć i nie chciał żeby istniał. Liczyli się tylko oni w tej wannie, ich ocierające się o siebie ciała i wargi, które badały te drugie w czułej aczkolwiek namiętnej pieszczocie. Nagłe podniecenie, jakie pojawiło się u kota, powodowało, że chciał więcej, dotyku, tulenia, rąk na swoim ciele, zwłaszcza w strategicznym miejscu, które teraz potrzebowało uwagi. Sam wyczuwał, ze drugi mężczyzna nie jest miękki, a erekcja wbijała mu się coraz bardziej w plecy. Nagle pocałunek został przerwany, a Neko jęknął niezadowolony z takiego obrotu spraw.
-Chyba już nam wystarczy tej kąpieli.
-Nee... nie wymyłeś mi pleców... -jęknął zarumieniony
-Innym razem...
-Ja... ja jestem... -szepnął i spojrzał wymownie na swoje krocze, dawno nie odczuwał chęci na seks, a tym bardziej po przeżyciach z nim związanych. Jednak od pewnego czasu to się zmieniało, ten jeden człowiek swoim dotykiem powodował, że penis kota stawał na baczność, a on chciał się pieścić. Bał się jednak, ze w oczach mężczyzny wyjdzie na niewyżytego i zacznie się go brzydzić. Nie podejrzewał siebie o to, że jeden pocałunek znów obudzi w nim pokłady ochoty na tego typu zabawy.
Mężczyzna podążył wzrokiem i uśmiechnął się. Reakcja Phila bardzo mu schlebiała, oraz to, że znów mu zaufał. Wiedział, że to nie było dla niego łatwe, zwłaszcza w sytuacji leżenia nago w wannie, po namiętnym pocałunku, jaki przed chwilą odbyli. Sam był twardy jak skała i bardzo chciał to rozładować, jednak bał się, że przestraszy swojego pięknego podopiecznego.
-Em... możemy zrobić.. to co wczoraj? -zapytał zarumieniony.
-Jesteś pewien?
-Tak... ja... chce się tego pozbyć..-szepnął.
-Dobrze, maleńki. -wymruczał mu do ucha i delikatnie odchylił mu głowę, by mieć lepszy dostęp do szyi. Muskał ją i lizał, całując na zmianę, wywołując tym mruczenie i jęki Neko, który wił się coraz bardziej, nieświadomie ocierając się plecami o penisa mężczyzny za nim. Jedna ręka powędrowała do miękkiego, pokrytego złotym futrem ucha, a druga do sutka, trącając go raz po raz. Reakcje chłopaka nakręcały go, zamglone oczy, rozchylone wydające różne dźwięki usta, zarumienione policzki, i pracujące biodra, były siłą napędową do dalszych pieszczot. Zostawił w końcu ucho w spokoju i odwrócił twarz kota do siebie, ponownie złączając ich usta w namiętnym i mocniejszym pocałunku. Język rozpychał się, badając wnętrze chłopaka raz po raz, uważając na jego nowe kły, by nie poranić sobie narządu, nie pozwalając żadnemu jękowi na wydostanie się na zewnątrz. Wreszcie chwycił jego penisa i rękę i zaczął mu szybko obciągać,przestając eksploatować jego usta.
-Aa...aaa... -jęczał raz po raz, było mu tak dobrze, kiedy wprawne palce pieściły go tak, jak lubił. Nie trwało to jednak długo, bo Konstantine szepnął, zabierając rozkosz
-Odwróć się do mnie... chcę, byś mnie też dotknął. -Zawstydzony sięgnął niepewnie ręką na duży, twardy organ, po chwili łapiąc go w delikatnym uścisku.
-Yyym, o tak, rób to co ja. -Powrócił do piszczenia swojego skarba, odczuwając taką samą radość i przyjemność ze zbliżenia. Bardzo chciał kiedyś zanurzyć się w jego wnętrzu, ale na to musiał jeszcze długi czas poczekać, ponieważ Phil się bał, co było zrozumiałe. Słyszał na przemiennie kocie i ludzkie odgłosy, co bardzo mu się podobało i przyśpieszył, czując że obaj są już blisko. Nie mylił się, kilka ruchów ręką później chłopaka doszedł z imieniem kochanka na ustach, co również uczynił Konstantine. Ich soki pomieszały się sobą, znacząc brzuchy obu. Silne ramiona przygarnęły mniejsze ciało do siebie, mruczące słodko, po rozkoszy jakiej doznało, drugi raz w ciągu doby. Po chwili kot rozpłakał się z przejęcia, wtulając w tors mężczyzny, który pozwolił mu na to nie mówiąc samemu nic nic. Wiedział, że to pomoże załagodzić strach i ból, który miał w sobie już od dawna.

Alex, rozmyślając po raz kolejny, czy nie zrobić by sobie dnia wolnego, założył czerwoną koszulkę, na tors. Z granatowymi dżinsami wyglądała bardzo ładnie. Dodatkowo spięte, przydługie, brązowe włosy dawały całkiem niezły efekt. Po kilku minutach zszedł już ubrany, zastanawiając się, co tak ładnie pachnie. Wszedł do kuchni i zobaczył wesoło pogwizdującego Neko a obok niego swojego brata, smażącego jajecznicę na szynce. Roześmiał się, widząc tych dwóch zakochanych głuptasów. Żaden z nich jeszcze nie potrafił przyjąć do siebie swoich uczuć, było to dla Alexa wręcz komiczne.
Wszedł do słonecznego pomieszczenia i usiadł przy okrągłym stole, przykrytym czerwono-białym obrusem.
-Wyglądacie jak para zakochanych nastolatków, -skwitował ich zachowanie, po czym wybuchnął głośnych rechotem. O mało co się nie zakrztusił własną śliną widząc brata groźnie łypiącego z łopatką w ręce i wzrokiem typu zginiesz marnie. Phil z kolei patrzył na mężczyznę z rozbawieniem i lekkim zakłopotaniem.
-Nosz nie wstydźcie się, dajcie sobie małe buzi, buzi. -drewniana łopatka, która poleciała w stronę młodszego Smitha wylądowała na podłodze, po złym obliczeniu trajektorii lotu. Wywołało to większy tylko śmiech i jęk głowy rodziny
-Cholera, potrzebuję nową drewnianą łyżkę bo mi się jaja spalą.
-Oh tak, jaja to Ci się spalą, jak mi nie dacie spać kolejnej nocy... i ranka! -spojrzał na nich z wyrzutem. -Może chociaż ostrzegajcie Pieprzymy się, nie przeszkadzać, lub, teren zakazany, nie wchodzić.
Phil spojrzał zażenowany na obu mężczyzn, jego policzki pokryły się czerwienią a usta wydęły w lekką podkówkę.
-Jesteście okropni -powiedział oskarżycielskim tonem.
-My się tak tylko droczymy... -wytłumaczył mu Alex
-Ale mnie to krępuje! Nie wiedziałem, że to tak słychać.
-Oj wyluzuj. Każdy uprawia seks.
-A 19 letni podglądacze zaraz ścierką oberwą za bezczelność. -Zagrzmiał na brata starając się być poważnym, jednak mina oraz reakcja kota na tyle go rozbawiła, że po chwili już sam chichotał na potęgę.
-Oh, się boje... dawaj te jaja, bo jestem głodny i zaraz się spóźnię.

Pół godziny później podjeżdżał swoim srebrnym Volvo na parking uczelniany. Nie powinien był prowadzić ze skręconą kostką, jednak tłuczenie się autobusem w ścisku i tłoku, było ostatnią rzeczą na jaką Alex miał w tym momencie ochotę. Po zaparkowaniu, zamknął wóz i przerzucając torbę przez ramię, ruszył do budynku.
Kampus uczelni był bardzo rozległy, znajdowały się tam cztery wielkie budowle, mieszczące większość wydziałów. Wokół nich na zrobionych trawnikach siedzieli, lub leżeli studenci, a inni siedzieli na ławkach przy betonowej ścieżce. Odnowione, różnokolorowe budynki zachęcały do przebywania w nich.
Z oddali wyłonili się kumple Alexa z drużyny, nie widzieli chłopaka przez dobre dwa miesiące z powodu jego kontuzji oraz konfliktu z kapitanem. Mężczyźni pomachali mu na powitanie, jednak nie podeszli do niego, zajęci byli rozmową z jakimiś blondynkami. Kolejną znajomą osobą, jaką zobaczył był znienawidzony kapitan Dante Jones. Patrzył na niego wrednie, spod przydługiej, brązowej grzywki, a piwne oczy ciskały błyskawicami. To nie będzie dobry dzień – pomyślał szatyn i oddał jadowite spojrzenie. Zanim jednak zdążył umknąć usłyszał
-Smith! Co Ty tutaj robisz?
-Jones! Studiuje, imbecylu, jakbyś nie wiedział.
-Myślałem, że po kontuzji się przeniosłeś. -Zarechotał wrednie
-Śmiej się śmiej, to Twoja wina, że się jej nabawiłem i wiesz co?
-Nie wiem... ale zaraz mi powiesz...
-Poczekam aż Cię karma upierdoli -Powiedział najspokojniej jak mógł
-Jak egzystencjalnie Smith, czyżbyś zamiast matmy studiował filozofie? -spojrzał z udanym zaciekawieniem
-Wiesz co? Spadaj Jones, idź do swojej głupiej i pustej dziuni, zanim ci ją ktoś przeleci. -warknął, bardzo nie lubił używać takich słów w odniesieniu do ludzi, jednak ten chłopak działał na niego jak płachta na byka. Wszelka jego samokontrola brała w łeb. Żeby nic więcej nie powiedzieć głupiego, odwrócił się na pięcie i wszedł do budynku wydziału.
Na parapecie siedział mężczyzna o niebieskich oczach i intensywnie rudych włosach, na widok szatyna uśmiechnął się i zrzucił swój plecak na ziemię
-Witamy z powrotem Panie Smith, już myślałem, że do nas nie wrócisz
-Hej Peter, sam się zastanawiałem nad tym. Ten skurwiel Jones nie daje mi spokoju-warknął -musi mi nawet ten dzień zepsuć
-Czyli się widzieliście? -stwierdził fakt -Jak cię nie było łaził za mną i wypytywał kiedy łaskawie pojawisz się, by mógł, i tu cytat wywalić twój ciasny zad z drużyny... kretyn
-A niech on się od mojego boskiego tyłka odwali. Nie dość że idiota, to jeszcze zbok. -odparł -poza tym, nie uda mu się nic zrobić, dopóki trener nie zadecyduje. Równie dobrze on może polecieć.
-Jest za dobrym kapitanem, wiesz o tym, za bardzo się nadaje do tej roli... - Peter nienawidził chłopaka z całego serca, po tym jak ten wyśmiał go w liceum przy całym roczniku za jedno niefortunne zdjęcie. Dodatkowo był adoptowanym synem dwóch gejów, dlatego inni nie dawali mu spokoju. Przyzwyczaił się do szykanowania i wyzwisk, jednak nie potrafił podarować temu człowiekowi tak okrutnej rzeczy tuż przed samą studniówką. Jedynymi osobami, które stanęły w jego obronie była Kasandra, teraz już jego dziewczyna oraz Alex. Nigdy nie bali się przeciwstawić temu draniowi, mimo że reszta chętnie lizała by mu buty.
Kiedy profesor pojawił się na horyzoncie, weszli za nim do sali i usiedli mniej więcej w połowie, by coś widzieć i słyszeć, nie koniecznie zwracając na siebie uwagę. Przedmiot o wdzięcznej nazwie funkcja liniowa nie sprawiał im dużego kłopotu, dlatego mogli bez stresu porobić inne rzeczy, nie tracąc kontaktu z tym, co mówi ich wykładowca. Czas dłużył się niesamowicie, mieli teraz jedne zajęcia, potem długa przerwa w czasie której szatyn chciał iść na kawę oraz na jakiś obiad, by potem wrócić na ćwiczenia rysowania tabelek. Mężczyźni tak je nazywali, ponieważ mniej więcej w tej sposób to wyglądało. Obliczali coś, a potem rysowali tabelki.
-Cholerna kostka, -warknął Smith, kiedy wychodzili z sali po zakończonym wykładzie.
-Nadal daje o sobie znać?
-Taa.. lekarz powiedział, że koniec z karierą, jeśli tego nie doleczę. Chciałem nawet odejść z drużyny, ale cholera dać temu kretynowi satysfakcje, nigdy w życiu.
-O, jak miło, że o mnie mowa... -powiedział za nim Dante
-Odwal się od nas Jones.
-Ciebie nikt nie pytał o zdanie rudowłosy szczurze. A ty cioto i tak wylecisz z drużyny.
-Po moim trupie tępy osiłku. -prychnął Alex
-Prędzej ciebie żaba wyrucha niż ja on odejdzie sam. -warknął skurzony Peter. Nienawidził jak ktoś go tak nazywał, jakby był kimś gorszej kategorii.
-Uważaj na słowa ruda wiewiórko. -popatrzył na niego bardzo ostro -jeszcze słowo a oberwiesz
-Jones! -warknął szatyn -Nie pozwalaj sobie, bo ci ktoś tą twoją klawiaturę wybije. A teraz wybacz, nie mamy czasu na gadanie z tobą. -powiedział spokojnie Smith i ruszył, zaciągając za sobą kolegę.

Wrócili na uczelnie trzy godziny później, w lepszych nastrojach. Alex opowiadał Peterowi o Neko i jego relacji z Konstantinem, oraz o swoich problemach, związanych z Dante. Nikt inny nie wiedział o możliwości zakończenia kariery. Rozważał tę opcje, zwłaszcza po stopniu w jakim Jones się na nim wyżywał. Nie sądził, że cokolwiek miałoby się zmienić, dlatego odejście z drużyny było realne. Nie ważne, że pewnie tamten by go zamęczył i wykpił, Smith kolejnej kontuzji by nie przeżył. Od razu natknęli się na znienawidzonego osobnika, który wyraźnie się nudził.
-Długo was nie było... nie miałem kogo zaczepiać.
-Spadaj głupku. -Peter usiadł na parapecie pod salą wykładową, w której mieli mieć kolejne zajecia
-Oh, stęskniłeś się princesko?
-Odwal się, cholero ode mnie. -warknął Alex
-A może chcesz ode mnie buzi, co? -zbliżył się do chłopaka niebezpiecznie. Jego tryumfalny uśmieszek zniknął, kiedy poczuł uderzenie i piekący ból na policzku. Rozejrzał się zdezorientowany.
-Nie pocałowałbym cioty, pożałujesz tego Smith! Żegnaj się ze swoim marnym życiem. -to mówiąc odwrócił się na pięcie i dumnie oddalił od lekko zdezorientowanych mężczyzn.


-No to masz przejebane stary i to mocno! -pokręcił głową Peter. -Koszmarnie przejebane...

środa, 1 stycznia 2014