piątek, 7 lutego 2014

Neko heart attack rozdział 4


Wybaczcie, że trwało tak długo, zanim napisałam ten rozdział, ale wiele rzeczy sie na to złożyło. Na szczęście już sesja za mną, więc postaram się wszystkie opowiadania nadgonić. 
A teraz zapraszam do czytania. 
Nie betowane, bo nie mam z moja betą kontaktu. 
Zostawiajcie też komentarze. 
A.




Ranek przyszedł zdecydowanie za wcześnie, dwóch mężczyzn splecionych ze sobą w łóżku, nie chciało wyrwać się z objęć nie tylko swoich ale i snu. Gdyby ktokolwiek wszedł do ich małego intymnego świata, wyczułby unoszące się szczęście. Wreszcie wszystko było na swoim miejscu.
Uchylone okno, wpuszczało rześkie, ciepłe powietrze, do pokoju, wraz z jasnymi promieniami słońca, oświetlając przyciemniony zasłonami pokój. Łóżko, w którym spali, przypominało małą świątynie, a obaj jakby zatrzymali się w czasie, tuląc się do siebie.
Jedynie ogon kota poruszał się leniwie, jakby bez udziału jego świadomości, głaszcząc udo drugiego mężczyzny, nadal pogrążonego w świecie snów. W końcu jednak i on sam się obudził, pod wpływem dotyku cudownego złotego futerka. Uśmiech, jakim obdarował śpiącego, był jednym z najpiękniejszych, a dłoń powędrowała do ślicznej kitki, głaszcząc ją delikatnie. Sprawił tym samym, że i jego podopieczny otworzył oczy.
-Dzień dobry, -wyszeptał łagodnie, patrząc w złote oczy chłopaka
-Hej. -odparł zadowolony. Mógł się wyspać, pierwszy raz w jego ramionach, bez obawy, że go nakryje. Już to wiedział, przeżyli bardzo intymne chwile wieczór wcześniej, co doprowadziło Neko do zawstydzenia ale i szczęścia. Nie bał się tego, co mogła przynieść ta znajomość. Ciągnęło go do Konstantina, z każdym dniem coraz bardziej, pomimo że bał się miłości i pieszczot, koszmary z przeszłości nie odeszły jeszcze w zapomnienie, jedynie złagodzone pozwalały toczyć życie dalej, jednak coś zaczęło się zmieniać, odkąd niesamowita siła pchała ich do siebie.
-Dobrze Ci się spało?
-Bardzo, jesteś wygodny -odparł z zawstydzeniem. Nie potrafił nie być szczery, nie dla niego. Udawanie silnego sprawiało mu trudność, odkąd poznał mężczyznę, a uczucia takie jak zakłopotanie czy wstyd, były tępione w jego życiu, odkąd trafił do dawnego już właściciela. Phil musiał nauczyć się pewnych rzeczy, których nigdy nie dane było mu znać. Mówienie o swoich uczuciach oraz potrzebach były jednymi z tych trudnych, aczkolwiek wartych przyswojenia lekcji.
-A Tobie?
-Mnie również. Jesteś równie mięciutki. Może śniadanko co?
-Em, muszę się umyć, po wczorajszym. -mruknął niepewnie. Konstantine popatrzył na zaschnięte ślady ich rozkoszy. Widząc zarumienionego kota, odparł
-oczywiście, może wyjdę z pokoju, byś mógł spokojnie iść do łazienki. -oblizał się mimo woli.
-A... umył byś mi plecy? -zawstydził się jeszcze bardziej. Mężczyzna zarechotał i wyszedł nago z łóżka
-Nie tylko plecki mogę Ci umyć. -puścił mu oczko i wziął swoją koszulkę, podszedł do Neko i pociągnął go do góry. Zakładając koszulkę popatrzył na cudowny widok poniżej pasa.
-Nie gap się. -mruknął chłopak mrużąc oczy, starając się wyglądać groźnie.
-Oh głuptasie, jesteś piękny, to się gapię. Wziął go na ręce i zaniósł do łazienki. Po drodze niezadowolony Phil prychał i wierci się próbując uciec, nie lubił być traktowany jak księżniczka, chociaż czasami bywało to przyjemne. Jednak nie dawał jednak tego po sobie poznać. Pomimo tego, że wiedział o swoim bezpieczeństwie, zastanawiał się czy dobrze zrobił, prosząc mężczyznę o bycie obok niego w łazience. Nadal czuł się zawstydzony ich wieczornymi pieszczotami. Chociaż ogonek, zwisający sobie swobodnie, zdawał się aprobować ten wybór.
-Konst, ja chcę żeby on siedział-powiedział, patrząc na niego, kiedy znaleźli się w pomieszczeniu.
-Kto Słonko? A, Twój były właściciel?
-Tak. Nie chcę by skrzywdził jakiekolwiek Neko. Tamten na smyczy był taki smutny, pewnie robi mu to samo co mi... czuję się winny, że ja jestem tutaj wolny, a on cierpi. Jak większość mi podobnych.
-Posłuchaj mnie -wziął go w ramiona i przytulił -Nie możesz się obwiniać za to, że jesteś wolny. Wsadzimy go do pudła, obiecuje Ci. Dostanie to, na co zasłużył, nie skrzywdzi już innych. Adantin ma opis Twoich obrażeń, a jak inni niewolnicy trafią do szpitala, już się nie wywinie. -pocałował go lekko w policzek. -Nikogo już nie skrzywdzi. -powtórzył, czując jak Phil się rozluźnia. Właśnie tego potrzebował, czułych słów i zapewnienia, że jest bezpieczny, że wszystko będzie dobrze. Te dwa i pół miesiąca w jego życiu, odkąd pojawił się w domu
-Ale... -nagle przyszło mu na myśl – a jeśli się wywinie? -drążył temat, czując na sobie wzrok mężczyzny. Ostatnimi czasy myśli o przeszłości wróciły, zaskakując go intensywnością i strachem. Coś nie pozwalało mu przejść dalej, zostawić ten temat.
-Śliczny -szepnął Konstantine -nie myśl o tym, przynajmniej spróbuj. -Przez chwilę tulił go jeszcze, potem napuścił wodę do wanny i obaj się rozebrali. Rumieńce pojawiły się na twarzy a ogon drgnął na widok nagiego ciała opiekuna, który wszedł pierwszy i usiadł, zapraszając go gestem do siebie.
-Oprzyj się o mnie plecami -szepnął namiętnie do miękkiego uszka.
Kąpiel była cudownym doświadczeniem. Ciepła woda, pachnąca aromatycznym olejkiem delikatnie gładziła ciało. Mężczyzna za nim głaskał i miętosił jego ucho i ogon, które jak wiadomo są najwrażliwszymi miejscami u kota. Chłopiec po chwili zaczął głośno mruczeć i pojękiwać z przyjemności. Doprowadzanie do rumieńców i zakłopotania tę słodką istotę, było nową ulubioną zabawą jego opiekuna
Leżeli przytuleni do siebie przez pół godziny, a co jakiś czas mężczyzna dolewał ciepłej wody, by nie było im zimno. Neko odprężony i jednocześnie zawstydzony zabiegami jego nowego przyjaciela wydawał z siebie różne ciche odgłosy, świadczące o tym, że nie jest na nie obojętny. Po chwili Konstantine odwrócił jego głowę i musnął jego usta, od tak, najpierw delikatniej, by po kilku sekundach zagłębić się w ciepłym wnętrzu, badając policzki i podniebienie rozkojarzonego chłopaka, który zaczął się wić. Będąc w silnych ramionach rozpływał się, świat przestawał istnieć i nie chciał żeby istniał. Liczyli się tylko oni w tej wannie, ich ocierające się o siebie ciała i wargi, które badały te drugie w czułej aczkolwiek namiętnej pieszczocie. Nagłe podniecenie, jakie pojawiło się u kota, powodowało, że chciał więcej, dotyku, tulenia, rąk na swoim ciele, zwłaszcza w strategicznym miejscu, które teraz potrzebowało uwagi. Sam wyczuwał, ze drugi mężczyzna nie jest miękki, a erekcja wbijała mu się coraz bardziej w plecy. Nagle pocałunek został przerwany, a Neko jęknął niezadowolony z takiego obrotu spraw.
-Chyba już nam wystarczy tej kąpieli.
-Nee... nie wymyłeś mi pleców... -jęknął zarumieniony
-Innym razem...
-Ja... ja jestem... -szepnął i spojrzał wymownie na swoje krocze, dawno nie odczuwał chęci na seks, a tym bardziej po przeżyciach z nim związanych. Jednak od pewnego czasu to się zmieniało, ten jeden człowiek swoim dotykiem powodował, że penis kota stawał na baczność, a on chciał się pieścić. Bał się jednak, ze w oczach mężczyzny wyjdzie na niewyżytego i zacznie się go brzydzić. Nie podejrzewał siebie o to, że jeden pocałunek znów obudzi w nim pokłady ochoty na tego typu zabawy.
Mężczyzna podążył wzrokiem i uśmiechnął się. Reakcja Phila bardzo mu schlebiała, oraz to, że znów mu zaufał. Wiedział, że to nie było dla niego łatwe, zwłaszcza w sytuacji leżenia nago w wannie, po namiętnym pocałunku, jaki przed chwilą odbyli. Sam był twardy jak skała i bardzo chciał to rozładować, jednak bał się, że przestraszy swojego pięknego podopiecznego.
-Em... możemy zrobić.. to co wczoraj? -zapytał zarumieniony.
-Jesteś pewien?
-Tak... ja... chce się tego pozbyć..-szepnął.
-Dobrze, maleńki. -wymruczał mu do ucha i delikatnie odchylił mu głowę, by mieć lepszy dostęp do szyi. Muskał ją i lizał, całując na zmianę, wywołując tym mruczenie i jęki Neko, który wił się coraz bardziej, nieświadomie ocierając się plecami o penisa mężczyzny za nim. Jedna ręka powędrowała do miękkiego, pokrytego złotym futrem ucha, a druga do sutka, trącając go raz po raz. Reakcje chłopaka nakręcały go, zamglone oczy, rozchylone wydające różne dźwięki usta, zarumienione policzki, i pracujące biodra, były siłą napędową do dalszych pieszczot. Zostawił w końcu ucho w spokoju i odwrócił twarz kota do siebie, ponownie złączając ich usta w namiętnym i mocniejszym pocałunku. Język rozpychał się, badając wnętrze chłopaka raz po raz, uważając na jego nowe kły, by nie poranić sobie narządu, nie pozwalając żadnemu jękowi na wydostanie się na zewnątrz. Wreszcie chwycił jego penisa i rękę i zaczął mu szybko obciągać,przestając eksploatować jego usta.
-Aa...aaa... -jęczał raz po raz, było mu tak dobrze, kiedy wprawne palce pieściły go tak, jak lubił. Nie trwało to jednak długo, bo Konstantine szepnął, zabierając rozkosz
-Odwróć się do mnie... chcę, byś mnie też dotknął. -Zawstydzony sięgnął niepewnie ręką na duży, twardy organ, po chwili łapiąc go w delikatnym uścisku.
-Yyym, o tak, rób to co ja. -Powrócił do piszczenia swojego skarba, odczuwając taką samą radość i przyjemność ze zbliżenia. Bardzo chciał kiedyś zanurzyć się w jego wnętrzu, ale na to musiał jeszcze długi czas poczekać, ponieważ Phil się bał, co było zrozumiałe. Słyszał na przemiennie kocie i ludzkie odgłosy, co bardzo mu się podobało i przyśpieszył, czując że obaj są już blisko. Nie mylił się, kilka ruchów ręką później chłopaka doszedł z imieniem kochanka na ustach, co również uczynił Konstantine. Ich soki pomieszały się sobą, znacząc brzuchy obu. Silne ramiona przygarnęły mniejsze ciało do siebie, mruczące słodko, po rozkoszy jakiej doznało, drugi raz w ciągu doby. Po chwili kot rozpłakał się z przejęcia, wtulając w tors mężczyzny, który pozwolił mu na to nie mówiąc samemu nic nic. Wiedział, że to pomoże załagodzić strach i ból, który miał w sobie już od dawna.

Alex, rozmyślając po raz kolejny, czy nie zrobić by sobie dnia wolnego, założył czerwoną koszulkę, na tors. Z granatowymi dżinsami wyglądała bardzo ładnie. Dodatkowo spięte, przydługie, brązowe włosy dawały całkiem niezły efekt. Po kilku minutach zszedł już ubrany, zastanawiając się, co tak ładnie pachnie. Wszedł do kuchni i zobaczył wesoło pogwizdującego Neko a obok niego swojego brata, smażącego jajecznicę na szynce. Roześmiał się, widząc tych dwóch zakochanych głuptasów. Żaden z nich jeszcze nie potrafił przyjąć do siebie swoich uczuć, było to dla Alexa wręcz komiczne.
Wszedł do słonecznego pomieszczenia i usiadł przy okrągłym stole, przykrytym czerwono-białym obrusem.
-Wyglądacie jak para zakochanych nastolatków, -skwitował ich zachowanie, po czym wybuchnął głośnych rechotem. O mało co się nie zakrztusił własną śliną widząc brata groźnie łypiącego z łopatką w ręce i wzrokiem typu zginiesz marnie. Phil z kolei patrzył na mężczyznę z rozbawieniem i lekkim zakłopotaniem.
-Nosz nie wstydźcie się, dajcie sobie małe buzi, buzi. -drewniana łopatka, która poleciała w stronę młodszego Smitha wylądowała na podłodze, po złym obliczeniu trajektorii lotu. Wywołało to większy tylko śmiech i jęk głowy rodziny
-Cholera, potrzebuję nową drewnianą łyżkę bo mi się jaja spalą.
-Oh tak, jaja to Ci się spalą, jak mi nie dacie spać kolejnej nocy... i ranka! -spojrzał na nich z wyrzutem. -Może chociaż ostrzegajcie Pieprzymy się, nie przeszkadzać, lub, teren zakazany, nie wchodzić.
Phil spojrzał zażenowany na obu mężczyzn, jego policzki pokryły się czerwienią a usta wydęły w lekką podkówkę.
-Jesteście okropni -powiedział oskarżycielskim tonem.
-My się tak tylko droczymy... -wytłumaczył mu Alex
-Ale mnie to krępuje! Nie wiedziałem, że to tak słychać.
-Oj wyluzuj. Każdy uprawia seks.
-A 19 letni podglądacze zaraz ścierką oberwą za bezczelność. -Zagrzmiał na brata starając się być poważnym, jednak mina oraz reakcja kota na tyle go rozbawiła, że po chwili już sam chichotał na potęgę.
-Oh, się boje... dawaj te jaja, bo jestem głodny i zaraz się spóźnię.

Pół godziny później podjeżdżał swoim srebrnym Volvo na parking uczelniany. Nie powinien był prowadzić ze skręconą kostką, jednak tłuczenie się autobusem w ścisku i tłoku, było ostatnią rzeczą na jaką Alex miał w tym momencie ochotę. Po zaparkowaniu, zamknął wóz i przerzucając torbę przez ramię, ruszył do budynku.
Kampus uczelni był bardzo rozległy, znajdowały się tam cztery wielkie budowle, mieszczące większość wydziałów. Wokół nich na zrobionych trawnikach siedzieli, lub leżeli studenci, a inni siedzieli na ławkach przy betonowej ścieżce. Odnowione, różnokolorowe budynki zachęcały do przebywania w nich.
Z oddali wyłonili się kumple Alexa z drużyny, nie widzieli chłopaka przez dobre dwa miesiące z powodu jego kontuzji oraz konfliktu z kapitanem. Mężczyźni pomachali mu na powitanie, jednak nie podeszli do niego, zajęci byli rozmową z jakimiś blondynkami. Kolejną znajomą osobą, jaką zobaczył był znienawidzony kapitan Dante Jones. Patrzył na niego wrednie, spod przydługiej, brązowej grzywki, a piwne oczy ciskały błyskawicami. To nie będzie dobry dzień – pomyślał szatyn i oddał jadowite spojrzenie. Zanim jednak zdążył umknąć usłyszał
-Smith! Co Ty tutaj robisz?
-Jones! Studiuje, imbecylu, jakbyś nie wiedział.
-Myślałem, że po kontuzji się przeniosłeś. -Zarechotał wrednie
-Śmiej się śmiej, to Twoja wina, że się jej nabawiłem i wiesz co?
-Nie wiem... ale zaraz mi powiesz...
-Poczekam aż Cię karma upierdoli -Powiedział najspokojniej jak mógł
-Jak egzystencjalnie Smith, czyżbyś zamiast matmy studiował filozofie? -spojrzał z udanym zaciekawieniem
-Wiesz co? Spadaj Jones, idź do swojej głupiej i pustej dziuni, zanim ci ją ktoś przeleci. -warknął, bardzo nie lubił używać takich słów w odniesieniu do ludzi, jednak ten chłopak działał na niego jak płachta na byka. Wszelka jego samokontrola brała w łeb. Żeby nic więcej nie powiedzieć głupiego, odwrócił się na pięcie i wszedł do budynku wydziału.
Na parapecie siedział mężczyzna o niebieskich oczach i intensywnie rudych włosach, na widok szatyna uśmiechnął się i zrzucił swój plecak na ziemię
-Witamy z powrotem Panie Smith, już myślałem, że do nas nie wrócisz
-Hej Peter, sam się zastanawiałem nad tym. Ten skurwiel Jones nie daje mi spokoju-warknął -musi mi nawet ten dzień zepsuć
-Czyli się widzieliście? -stwierdził fakt -Jak cię nie było łaził za mną i wypytywał kiedy łaskawie pojawisz się, by mógł, i tu cytat wywalić twój ciasny zad z drużyny... kretyn
-A niech on się od mojego boskiego tyłka odwali. Nie dość że idiota, to jeszcze zbok. -odparł -poza tym, nie uda mu się nic zrobić, dopóki trener nie zadecyduje. Równie dobrze on może polecieć.
-Jest za dobrym kapitanem, wiesz o tym, za bardzo się nadaje do tej roli... - Peter nienawidził chłopaka z całego serca, po tym jak ten wyśmiał go w liceum przy całym roczniku za jedno niefortunne zdjęcie. Dodatkowo był adoptowanym synem dwóch gejów, dlatego inni nie dawali mu spokoju. Przyzwyczaił się do szykanowania i wyzwisk, jednak nie potrafił podarować temu człowiekowi tak okrutnej rzeczy tuż przed samą studniówką. Jedynymi osobami, które stanęły w jego obronie była Kasandra, teraz już jego dziewczyna oraz Alex. Nigdy nie bali się przeciwstawić temu draniowi, mimo że reszta chętnie lizała by mu buty.
Kiedy profesor pojawił się na horyzoncie, weszli za nim do sali i usiedli mniej więcej w połowie, by coś widzieć i słyszeć, nie koniecznie zwracając na siebie uwagę. Przedmiot o wdzięcznej nazwie funkcja liniowa nie sprawiał im dużego kłopotu, dlatego mogli bez stresu porobić inne rzeczy, nie tracąc kontaktu z tym, co mówi ich wykładowca. Czas dłużył się niesamowicie, mieli teraz jedne zajęcia, potem długa przerwa w czasie której szatyn chciał iść na kawę oraz na jakiś obiad, by potem wrócić na ćwiczenia rysowania tabelek. Mężczyźni tak je nazywali, ponieważ mniej więcej w tej sposób to wyglądało. Obliczali coś, a potem rysowali tabelki.
-Cholerna kostka, -warknął Smith, kiedy wychodzili z sali po zakończonym wykładzie.
-Nadal daje o sobie znać?
-Taa.. lekarz powiedział, że koniec z karierą, jeśli tego nie doleczę. Chciałem nawet odejść z drużyny, ale cholera dać temu kretynowi satysfakcje, nigdy w życiu.
-O, jak miło, że o mnie mowa... -powiedział za nim Dante
-Odwal się od nas Jones.
-Ciebie nikt nie pytał o zdanie rudowłosy szczurze. A ty cioto i tak wylecisz z drużyny.
-Po moim trupie tępy osiłku. -prychnął Alex
-Prędzej ciebie żaba wyrucha niż ja on odejdzie sam. -warknął skurzony Peter. Nienawidził jak ktoś go tak nazywał, jakby był kimś gorszej kategorii.
-Uważaj na słowa ruda wiewiórko. -popatrzył na niego bardzo ostro -jeszcze słowo a oberwiesz
-Jones! -warknął szatyn -Nie pozwalaj sobie, bo ci ktoś tą twoją klawiaturę wybije. A teraz wybacz, nie mamy czasu na gadanie z tobą. -powiedział spokojnie Smith i ruszył, zaciągając za sobą kolegę.

Wrócili na uczelnie trzy godziny później, w lepszych nastrojach. Alex opowiadał Peterowi o Neko i jego relacji z Konstantinem, oraz o swoich problemach, związanych z Dante. Nikt inny nie wiedział o możliwości zakończenia kariery. Rozważał tę opcje, zwłaszcza po stopniu w jakim Jones się na nim wyżywał. Nie sądził, że cokolwiek miałoby się zmienić, dlatego odejście z drużyny było realne. Nie ważne, że pewnie tamten by go zamęczył i wykpił, Smith kolejnej kontuzji by nie przeżył. Od razu natknęli się na znienawidzonego osobnika, który wyraźnie się nudził.
-Długo was nie było... nie miałem kogo zaczepiać.
-Spadaj głupku. -Peter usiadł na parapecie pod salą wykładową, w której mieli mieć kolejne zajecia
-Oh, stęskniłeś się princesko?
-Odwal się, cholero ode mnie. -warknął Alex
-A może chcesz ode mnie buzi, co? -zbliżył się do chłopaka niebezpiecznie. Jego tryumfalny uśmieszek zniknął, kiedy poczuł uderzenie i piekący ból na policzku. Rozejrzał się zdezorientowany.
-Nie pocałowałbym cioty, pożałujesz tego Smith! Żegnaj się ze swoim marnym życiem. -to mówiąc odwrócił się na pięcie i dumnie oddalił od lekko zdezorientowanych mężczyzn.


-No to masz przejebane stary i to mocno! -pokręcił głową Peter. -Koszmarnie przejebane...