Wybaczcie, że trwało tak długo, zanim napisałam ten rozdział, ale wiele rzeczy sie na to złożyło. Na szczęście już sesja za mną, więc postaram się wszystkie opowiadania nadgonić.
A teraz zapraszam do czytania.
Nie betowane, bo nie mam z moja betą kontaktu.
Zostawiajcie też komentarze.
A.
Ranek
przyszedł zdecydowanie za wcześnie, dwóch mężczyzn splecionych
ze sobą w łóżku, nie chciało wyrwać się z objęć nie tylko
swoich ale i snu. Gdyby ktokolwiek wszedł do ich małego intymnego
świata, wyczułby unoszące się szczęście. Wreszcie wszystko było
na swoim miejscu.
Uchylone
okno, wpuszczało rześkie, ciepłe powietrze, do pokoju, wraz z
jasnymi promieniami słońca, oświetlając przyciemniony zasłonami
pokój. Łóżko, w którym spali, przypominało małą świątynie,
a obaj jakby zatrzymali się w czasie, tuląc się do siebie.
Jedynie
ogon kota poruszał się leniwie, jakby bez udziału jego
świadomości, głaszcząc udo drugiego mężczyzny, nadal
pogrążonego w świecie snów. W końcu jednak i on sam się
obudził, pod wpływem dotyku cudownego złotego futerka. Uśmiech,
jakim obdarował śpiącego, był jednym z najpiękniejszych, a dłoń
powędrowała do ślicznej kitki, głaszcząc ją delikatnie. Sprawił
tym samym, że i jego podopieczny otworzył oczy.
-Dzień
dobry, -wyszeptał łagodnie, patrząc w złote oczy chłopaka
-Hej.
-odparł zadowolony. Mógł się wyspać, pierwszy raz w jego
ramionach, bez obawy, że go nakryje. Już to wiedział, przeżyli
bardzo intymne chwile wieczór wcześniej, co doprowadziło Neko do
zawstydzenia ale i szczęścia. Nie bał się tego, co mogła
przynieść ta znajomość. Ciągnęło go do Konstantina, z każdym
dniem coraz bardziej, pomimo że bał się miłości i pieszczot,
koszmary z przeszłości nie odeszły jeszcze w zapomnienie, jedynie
złagodzone pozwalały toczyć życie dalej, jednak coś zaczęło
się zmieniać, odkąd niesamowita siła pchała ich do siebie.
-Dobrze
Ci się spało?
-Bardzo,
jesteś wygodny -odparł z zawstydzeniem. Nie potrafił nie być
szczery, nie dla niego. Udawanie silnego sprawiało mu trudność,
odkąd poznał mężczyznę, a uczucia takie jak zakłopotanie czy
wstyd, były tępione w jego życiu, odkąd trafił do dawnego już
właściciela. Phil musiał nauczyć się pewnych rzeczy, których
nigdy nie dane było mu znać. Mówienie o swoich uczuciach oraz
potrzebach były jednymi z tych trudnych, aczkolwiek wartych
przyswojenia lekcji.
-A
Tobie?
-Mnie
również. Jesteś równie mięciutki. Może śniadanko co?
-Em,
muszę się umyć, po wczorajszym. -mruknął niepewnie. Konstantine
popatrzył na zaschnięte ślady ich rozkoszy. Widząc zarumienionego
kota, odparł
-oczywiście,
może wyjdę z pokoju, byś mógł spokojnie iść do łazienki.
-oblizał się mimo woli.
-A...
umył byś mi plecy? -zawstydził się jeszcze bardziej. Mężczyzna
zarechotał i wyszedł nago z łóżka
-Nie
tylko plecki mogę Ci umyć. -puścił mu oczko i wziął swoją
koszulkę, podszedł do Neko i pociągnął go do góry. Zakładając
koszulkę popatrzył na cudowny widok poniżej pasa.
-Nie
gap się. -mruknął chłopak mrużąc oczy, starając się wyglądać
groźnie.
-Oh
głuptasie, jesteś piękny, to się gapię. Wziął go na ręce i
zaniósł do łazienki. Po drodze niezadowolony Phil prychał i
wierci się próbując uciec, nie lubił być traktowany jak
księżniczka, chociaż czasami bywało to przyjemne. Jednak nie
dawał jednak tego po sobie poznać. Pomimo tego, że wiedział o
swoim bezpieczeństwie, zastanawiał się czy dobrze zrobił, prosząc
mężczyznę o bycie obok niego w łazience. Nadal czuł się
zawstydzony ich wieczornymi pieszczotami. Chociaż ogonek, zwisający
sobie swobodnie, zdawał się aprobować ten wybór.
-Konst,
ja chcę żeby on siedział-powiedział, patrząc na niego, kiedy
znaleźli się w pomieszczeniu.
-Kto
Słonko? A, Twój były właściciel?
-Tak.
Nie chcę by skrzywdził jakiekolwiek Neko. Tamten na smyczy był
taki smutny, pewnie robi mu to samo co mi... czuję się winny, że
ja jestem tutaj wolny, a on cierpi. Jak większość mi podobnych.
-Posłuchaj
mnie -wziął go w ramiona i przytulił -Nie możesz się obwiniać
za to, że jesteś wolny. Wsadzimy go do pudła, obiecuje Ci.
Dostanie to, na co zasłużył, nie skrzywdzi już innych. Adantin ma
opis Twoich obrażeń, a jak inni niewolnicy trafią do szpitala, już
się nie wywinie. -pocałował go lekko w policzek. -Nikogo już nie
skrzywdzi. -powtórzył, czując jak Phil się rozluźnia. Właśnie
tego potrzebował, czułych słów i zapewnienia, że jest
bezpieczny, że wszystko będzie dobrze. Te dwa i pół miesiąca w
jego życiu, odkąd pojawił się w domu
-Ale...
-nagle przyszło mu na myśl – a jeśli się wywinie? -drążył
temat, czując na sobie wzrok mężczyzny. Ostatnimi czasy myśli o
przeszłości wróciły, zaskakując go intensywnością i strachem.
Coś nie pozwalało mu przejść dalej, zostawić ten temat.
-Śliczny
-szepnął Konstantine -nie myśl o tym, przynajmniej spróbuj.
-Przez chwilę tulił go jeszcze, potem napuścił wodę do wanny i
obaj się rozebrali. Rumieńce pojawiły się na twarzy a ogon drgnął
na widok nagiego ciała opiekuna, który wszedł pierwszy i usiadł,
zapraszając go gestem do siebie.
-Oprzyj
się o mnie plecami -szepnął namiętnie do miękkiego uszka.
Kąpiel była cudownym doświadczeniem. Ciepła woda, pachnąca aromatycznym olejkiem delikatnie gładziła ciało. Mężczyzna za nim głaskał i miętosił jego ucho i ogon, które jak wiadomo są najwrażliwszymi miejscami u kota. Chłopiec po chwili zaczął głośno mruczeć i pojękiwać z przyjemności. Doprowadzanie do rumieńców i zakłopotania tę słodką istotę, było nową ulubioną zabawą jego opiekuna
Kąpiel była cudownym doświadczeniem. Ciepła woda, pachnąca aromatycznym olejkiem delikatnie gładziła ciało. Mężczyzna za nim głaskał i miętosił jego ucho i ogon, które jak wiadomo są najwrażliwszymi miejscami u kota. Chłopiec po chwili zaczął głośno mruczeć i pojękiwać z przyjemności. Doprowadzanie do rumieńców i zakłopotania tę słodką istotę, było nową ulubioną zabawą jego opiekuna
Leżeli
przytuleni do siebie przez pół godziny, a co jakiś czas mężczyzna
dolewał ciepłej wody, by nie było im zimno. Neko odprężony i
jednocześnie zawstydzony zabiegami jego nowego przyjaciela wydawał
z siebie różne ciche odgłosy, świadczące o tym, że nie jest na
nie obojętny. Po chwili Konstantine odwrócił jego głowę i musnął
jego usta, od tak, najpierw delikatniej, by po kilku sekundach
zagłębić się w ciepłym wnętrzu, badając policzki i
podniebienie rozkojarzonego chłopaka, który zaczął się wić.
Będąc w silnych ramionach rozpływał się, świat przestawał
istnieć i nie chciał żeby istniał. Liczyli się tylko oni w tej
wannie, ich ocierające się o siebie ciała i wargi, które badały
te drugie w czułej aczkolwiek namiętnej pieszczocie. Nagłe
podniecenie, jakie pojawiło się u kota, powodowało, że chciał
więcej, dotyku, tulenia, rąk na swoim ciele, zwłaszcza w
strategicznym miejscu, które teraz potrzebowało uwagi. Sam
wyczuwał, ze drugi mężczyzna nie jest miękki, a erekcja wbijała
mu się coraz bardziej w plecy. Nagle pocałunek został przerwany, a
Neko jęknął niezadowolony z takiego obrotu spraw.
-Chyba
już nam wystarczy tej kąpieli.
-Nee...
nie wymyłeś mi pleców... -jęknął zarumieniony
-Innym
razem...
-Ja...
ja jestem... -szepnął i spojrzał wymownie na swoje krocze, dawno
nie odczuwał chęci na seks, a tym bardziej po przeżyciach z nim
związanych. Jednak od pewnego czasu to się zmieniało, ten jeden
człowiek swoim dotykiem powodował, że penis kota stawał na
baczność, a on chciał się pieścić. Bał się jednak, ze w
oczach mężczyzny wyjdzie na niewyżytego i zacznie się go
brzydzić. Nie podejrzewał siebie o to, że jeden pocałunek znów
obudzi w nim pokłady ochoty na tego typu zabawy.
Mężczyzna
podążył wzrokiem i uśmiechnął się. Reakcja Phila bardzo mu
schlebiała, oraz to, że znów mu zaufał. Wiedział, że to nie
było dla niego łatwe, zwłaszcza w sytuacji leżenia nago w wannie,
po namiętnym pocałunku, jaki przed chwilą odbyli. Sam był twardy
jak skała i bardzo chciał to rozładować, jednak bał się, że
przestraszy swojego pięknego podopiecznego.
-Em...
możemy zrobić.. to co wczoraj? -zapytał zarumieniony.
-Jesteś
pewien?
-Tak...
ja... chce się tego pozbyć..-szepnął.
-Dobrze,
maleńki. -wymruczał mu do ucha i delikatnie odchylił mu głowę,
by mieć lepszy dostęp do szyi. Muskał ją i lizał, całując na
zmianę, wywołując tym mruczenie i jęki Neko, który wił się
coraz bardziej, nieświadomie ocierając się plecami o penisa
mężczyzny za nim. Jedna ręka powędrowała do miękkiego,
pokrytego złotym futrem ucha, a druga do sutka, trącając go raz po
raz. Reakcje chłopaka nakręcały go, zamglone oczy, rozchylone
wydające różne dźwięki usta, zarumienione policzki, i pracujące
biodra, były siłą napędową do dalszych pieszczot. Zostawił w
końcu ucho w spokoju i odwrócił twarz kota do siebie, ponownie
złączając ich usta w namiętnym i mocniejszym pocałunku. Język
rozpychał się, badając wnętrze chłopaka raz po raz, uważając
na jego nowe kły, by nie poranić sobie narządu, nie pozwalając
żadnemu jękowi na wydostanie się na zewnątrz. Wreszcie chwycił
jego penisa i rękę i zaczął mu szybko obciągać,przestając
eksploatować jego usta.
-Aa...aaa...
-jęczał raz po raz, było mu tak dobrze, kiedy wprawne palce
pieściły go tak, jak lubił. Nie trwało to jednak długo, bo
Konstantine szepnął, zabierając rozkosz
-Odwróć
się do mnie... chcę, byś mnie też dotknął. -Zawstydzony sięgnął
niepewnie ręką na duży, twardy organ, po chwili łapiąc go w
delikatnym uścisku.
-Yyym,
o tak, rób to co ja. -Powrócił do piszczenia swojego skarba,
odczuwając taką samą radość i przyjemność ze zbliżenia.
Bardzo chciał kiedyś zanurzyć się w jego wnętrzu, ale na to
musiał jeszcze długi czas poczekać, ponieważ Phil się bał, co
było zrozumiałe. Słyszał na przemiennie kocie i ludzkie odgłosy,
co bardzo mu się podobało i przyśpieszył, czując że obaj są
już blisko. Nie mylił się, kilka ruchów ręką później chłopaka
doszedł z imieniem kochanka na ustach, co również uczynił
Konstantine. Ich soki pomieszały się sobą, znacząc brzuchy obu.
Silne ramiona przygarnęły mniejsze ciało do siebie, mruczące
słodko, po rozkoszy jakiej doznało, drugi raz w ciągu doby. Po
chwili kot rozpłakał się z przejęcia, wtulając w tors mężczyzny,
który pozwolił mu na to nie mówiąc samemu nic nic. Wiedział, że
to pomoże załagodzić strach i ból, który miał w sobie już od
dawna.
Alex,
rozmyślając po raz kolejny, czy nie zrobić by sobie dnia wolnego,
założył czerwoną koszulkę, na tors. Z granatowymi dżinsami
wyglądała bardzo ładnie. Dodatkowo spięte, przydługie, brązowe
włosy dawały całkiem niezły efekt. Po kilku minutach zszedł już
ubrany, zastanawiając się, co tak ładnie pachnie. Wszedł do
kuchni i zobaczył wesoło pogwizdującego Neko a obok niego swojego
brata, smażącego jajecznicę na szynce. Roześmiał się, widząc
tych dwóch zakochanych głuptasów. Żaden z nich jeszcze nie
potrafił przyjąć do siebie swoich uczuć, było to dla Alexa wręcz
komiczne.
Wszedł
do słonecznego pomieszczenia i usiadł przy okrągłym stole,
przykrytym czerwono-białym obrusem.
-Wyglądacie
jak para zakochanych nastolatków, -skwitował ich zachowanie, po
czym wybuchnął głośnych rechotem. O mało co się nie zakrztusił
własną śliną widząc brata groźnie łypiącego z łopatką w
ręce i wzrokiem typu zginiesz marnie. Phil z kolei patrzył
na mężczyznę z rozbawieniem i lekkim zakłopotaniem.
-Nosz
nie wstydźcie się, dajcie sobie małe buzi, buzi. -drewniana
łopatka, która poleciała w stronę młodszego Smitha wylądowała
na podłodze, po złym obliczeniu trajektorii lotu. Wywołało to
większy tylko śmiech i jęk głowy rodziny
-Cholera,
potrzebuję nową drewnianą łyżkę bo mi się jaja spalą.
-Oh
tak, jaja to Ci się spalą, jak mi nie dacie spać kolejnej nocy...
i ranka! -spojrzał na nich z wyrzutem. -Może chociaż ostrzegajcie
Pieprzymy się, nie przeszkadzać, lub, teren zakazany, nie
wchodzić.
Phil
spojrzał zażenowany na obu mężczyzn, jego policzki pokryły się
czerwienią a usta wydęły w lekką podkówkę.
-Jesteście
okropni -powiedział oskarżycielskim tonem.
-My
się tak tylko droczymy... -wytłumaczył mu Alex
-Ale
mnie to krępuje! Nie wiedziałem, że to tak słychać.
-Oj
wyluzuj. Każdy uprawia seks.
-A
19 letni podglądacze zaraz ścierką oberwą za bezczelność.
-Zagrzmiał na brata starając się być poważnym, jednak mina oraz
reakcja kota na tyle go rozbawiła, że po chwili już sam chichotał
na potęgę.
-Oh,
się boje... dawaj te jaja, bo jestem głodny i zaraz się spóźnię.
Pół
godziny później podjeżdżał swoim srebrnym Volvo na parking
uczelniany. Nie powinien był prowadzić ze skręconą kostką,
jednak tłuczenie się autobusem w ścisku i tłoku, było ostatnią
rzeczą na jaką Alex miał w tym momencie ochotę. Po zaparkowaniu,
zamknął wóz i przerzucając torbę przez ramię, ruszył do
budynku.
Kampus
uczelni był bardzo rozległy, znajdowały się tam cztery wielkie
budowle, mieszczące większość wydziałów. Wokół nich na
zrobionych trawnikach siedzieli, lub leżeli studenci, a inni
siedzieli na ławkach przy betonowej ścieżce. Odnowione,
różnokolorowe budynki zachęcały do przebywania w nich.
Z
oddali wyłonili się kumple Alexa z drużyny, nie widzieli chłopaka
przez dobre dwa miesiące z powodu jego kontuzji oraz konfliktu z
kapitanem. Mężczyźni pomachali mu na powitanie, jednak nie
podeszli do niego, zajęci byli rozmową z jakimiś blondynkami.
Kolejną znajomą osobą, jaką zobaczył był znienawidzony kapitan
Dante Jones. Patrzył na niego wrednie, spod przydługiej, brązowej
grzywki, a piwne oczy ciskały błyskawicami. To nie będzie dobry
dzień – pomyślał szatyn i oddał jadowite spojrzenie. Zanim
jednak zdążył umknąć usłyszał
-Smith!
Co Ty tutaj robisz?
-Jones!
Studiuje, imbecylu, jakbyś nie wiedział.
-Myślałem,
że po kontuzji się przeniosłeś. -Zarechotał wrednie
-Śmiej
się śmiej, to Twoja wina, że się jej nabawiłem i wiesz co?
-Nie
wiem... ale zaraz mi powiesz...
-Poczekam
aż Cię karma upierdoli -Powiedział najspokojniej jak mógł
-Jak
egzystencjalnie Smith, czyżbyś zamiast matmy studiował filozofie?
-spojrzał z udanym zaciekawieniem
-Wiesz
co? Spadaj Jones, idź do swojej głupiej i pustej dziuni, zanim ci
ją ktoś przeleci. -warknął, bardzo nie lubił używać takich
słów w odniesieniu do ludzi, jednak ten chłopak działał na niego
jak płachta na byka. Wszelka jego samokontrola brała w łeb. Żeby
nic więcej nie powiedzieć głupiego, odwrócił się na pięcie i
wszedł do budynku wydziału.
Na
parapecie siedział mężczyzna o niebieskich oczach i intensywnie
rudych włosach, na widok szatyna uśmiechnął się i zrzucił swój
plecak na ziemię
-Witamy
z powrotem Panie Smith, już myślałem, że do nas nie wrócisz
-Hej
Peter, sam się zastanawiałem nad tym. Ten skurwiel Jones nie daje
mi spokoju-warknął -musi mi nawet ten dzień zepsuć
-Czyli
się widzieliście? -stwierdził fakt -Jak cię nie było łaził za
mną i wypytywał kiedy łaskawie pojawisz się, by mógł, i tu
cytat wywalić twój ciasny zad z drużyny... kretyn
-A
niech on się od mojego boskiego tyłka odwali. Nie dość że
idiota, to jeszcze zbok. -odparł -poza tym, nie uda mu się nic
zrobić, dopóki trener nie zadecyduje. Równie dobrze on może
polecieć.
-Jest
za dobrym kapitanem, wiesz o tym, za bardzo się nadaje do tej
roli... - Peter nienawidził chłopaka z całego serca, po tym jak
ten wyśmiał go w liceum przy całym roczniku za jedno niefortunne
zdjęcie. Dodatkowo był adoptowanym synem dwóch gejów, dlatego
inni nie dawali mu spokoju. Przyzwyczaił się do szykanowania i
wyzwisk, jednak nie potrafił podarować temu człowiekowi tak
okrutnej rzeczy tuż przed samą studniówką. Jedynymi osobami,
które stanęły w jego obronie była Kasandra, teraz już jego
dziewczyna oraz Alex. Nigdy nie bali się przeciwstawić temu
draniowi, mimo że reszta chętnie lizała by mu buty.
Kiedy
profesor pojawił się na horyzoncie, weszli za nim do sali i usiedli
mniej więcej w połowie, by coś widzieć i słyszeć, nie
koniecznie zwracając na siebie uwagę. Przedmiot o wdzięcznej
nazwie funkcja liniowa nie sprawiał im dużego kłopotu,
dlatego mogli bez stresu porobić inne rzeczy, nie tracąc kontaktu z
tym, co mówi ich wykładowca. Czas dłużył się niesamowicie,
mieli teraz jedne zajęcia, potem długa przerwa w czasie której
szatyn chciał iść na kawę oraz na jakiś obiad, by potem wrócić
na ćwiczenia rysowania tabelek. Mężczyźni tak je nazywali,
ponieważ mniej więcej w tej sposób to wyglądało. Obliczali coś,
a potem rysowali tabelki.
-Cholerna
kostka, -warknął Smith, kiedy wychodzili z sali po zakończonym
wykładzie.
-Nadal
daje o sobie znać?
-Taa..
lekarz powiedział, że koniec z karierą, jeśli tego nie doleczę.
Chciałem nawet odejść z drużyny, ale cholera dać temu kretynowi
satysfakcje, nigdy w życiu.
-O,
jak miło, że o mnie mowa... -powiedział za nim Dante
-Odwal
się od nas Jones.
-Ciebie
nikt nie pytał o zdanie rudowłosy szczurze. A ty cioto i tak
wylecisz z drużyny.
-Po
moim trupie tępy osiłku. -prychnął Alex
-Prędzej
ciebie żaba wyrucha niż ja on odejdzie sam. -warknął skurzony
Peter. Nienawidził jak ktoś go tak nazywał, jakby był kimś
gorszej kategorii.
-Uważaj
na słowa ruda wiewiórko. -popatrzył na niego bardzo ostro -jeszcze
słowo a oberwiesz
-Jones!
-warknął szatyn -Nie pozwalaj sobie, bo ci ktoś tą twoją
klawiaturę wybije. A teraz wybacz, nie mamy czasu na gadanie z tobą.
-powiedział spokojnie Smith i ruszył, zaciągając za sobą kolegę.
Wrócili
na uczelnie trzy godziny później, w lepszych nastrojach. Alex
opowiadał Peterowi o Neko i jego relacji z Konstantinem, oraz o
swoich problemach, związanych z Dante. Nikt inny nie wiedział o
możliwości zakończenia kariery. Rozważał tę opcje, zwłaszcza
po stopniu w jakim Jones się na nim wyżywał. Nie sądził, że
cokolwiek miałoby się zmienić, dlatego odejście z drużyny było
realne. Nie ważne, że pewnie tamten by go zamęczył i wykpił,
Smith kolejnej kontuzji by nie przeżył. Od razu natknęli się na
znienawidzonego osobnika, który wyraźnie się nudził.
-Długo
was nie było... nie miałem kogo zaczepiać.
-Spadaj
głupku. -Peter usiadł na parapecie pod salą wykładową, w której
mieli mieć kolejne zajecia
-Oh,
stęskniłeś się princesko?
-Odwal
się, cholero ode mnie. -warknął Alex
-A
może chcesz ode mnie buzi, co? -zbliżył się do chłopaka
niebezpiecznie. Jego tryumfalny uśmieszek zniknął, kiedy poczuł
uderzenie i piekący ból na policzku. Rozejrzał się
zdezorientowany.
-Nie
pocałowałbym cioty, pożałujesz tego Smith! Żegnaj się ze swoim
marnym życiem. -to mówiąc odwrócił się na pięcie i dumnie
oddalił od lekko zdezorientowanych mężczyzn.
-No
to masz przejebane stary i to mocno! -pokręcił głową Peter.
-Koszmarnie przejebane...